niedziela, 4 maja 2014

1.

-Zara...Zara!-słyszałam pomrukiwanie Gabrielli nad moim uchem. 
-Czego?-mruknęłam.
-Wstawaj. Spóźnisz się do roboty.-ściągała ze mnie kołdrę.
-Może doszły Cię słuchy, że nie chce mi się dzisiaj tam iść?-spytałam.
-Wiem, wiem..ale musisz. Nie masz innego wyjścia.-wyciągnęła mnie z łóżka. Z jednej strony jestem szczęśliwa, że jest u mnie codziennie rano i mnie budzi, bo pewnie gdyby nie ona przespałabym cały dzień. Wyczłapałam się posłusznie spod ciepłej kołdry i poszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic, wysuszyłam włosy, ubrałam się jak do mojej pracy należy, czyli czarna spódnica, biały t-shirt, marynarka i szpilki, wymalowałam się i poszłam do kuchni. Przy wysepce kuchennej czekała już na mnie Gabriella z kawą.
-Dziękuję.-powiedziałam, biorąc od niej gorący napój.-Dziś jedziesz do pracy ze mną?-spytałam grzecznie.
-No oczywiście.-posłała mi słodki uśmiech. Dokończyłyśmy kawę, wyszłyśmy z mieszkania i pojechałyśmy do redakcji. Samochód zaparkowałam przy Southwark Street i pognałam z przyjaciółką do pracy.
-Dzień dobry szef!-powiedziałyśmy wstawiając się do biura naszego pracodawcy. 
-Witam zespół.-posłał nam miły uśmiech. Pan Cook był przemiłym człowiekiem. Bardzo go szanowałam, również jak i Gabriella.-Dziś zajmiecie się sprawą zmarłego wczoraj Pana Michael'a Walker'a.-byłyśmy redaktorkami z wydziału zabójstw. Bardzo nas to kręciło.-Gabriella, w waszym pokoju macie pytania i za jakieś 30 minut będzie u Was rodzina zabitego. A Zara niech chwilkę u mnie zostanie.-moja przyjaciółka wyszła z sali i przeszła do naszego pokoju.-Zara. Mam dla Ciebie zadanie specjalne. Będziesz musiała sama lecieć do Nowego Yorku i zająć się sprawą zbitej na śmierć Anne Midnight. Jutro masz wylot. A tu bilet. Na lotnisku będzie czekał na Ciebie pan Holmes. On wszystko Ci wytłumaczy.-powiedział.
-Tak jest szef!-odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pomieszczenia do mojego miejsca pracy. Po bardzo długich rozmowach z rodziną zmarłego w końcu zakończyłam pracę w biurze. Zakluczyłam drzwi i wraz z Gabriellą wyszłyśmy z pracy. Zegar ukazywał 17.10, więc postanowiłyśmy pojechać na jakiś lunch. W restauracji siedziałyśmy bardzo długo. Bardzo dużo rozmawiałyśmy i właśnie za to kochałam Gabriellę. Nie dość, że potrafiła wesprzeć to jeszcze pocieszyć. Była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. W domu byłam późnym wieczorem, bo stwierdziłam, że jeszcze pójdziemy na lampkę wina do Gabi. Miała być lampka, a skończyło się na całej butelce. Upita poszłam pod prysznic i wybrałam się spać, bo musiałam wcześnie wstać.
(...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz